Electronic staje się ostatnio coraz bardziej popularnym gatunkiem muzycznym. Warto wrócić do korzeni i posłuchać, jak brzmiało na początku. Będziecie zaskoczeni, jak wiele się zmieniło! Oto nasz top 5 najważniejszych płyt wszech czasów!

Rock ma swojego Hendrixa, Queena czy Stonesów, pop królową Madonnę, a metal Black Sabbath, tak i muzyka elektroniczna ma artystów, którzy ją ukształtowali. W świecie nowoczesnych brzmień i łatwo dostępnych płyt warto przypomnieć sobie, jak electronic brzmiało kiedyś. Wybraliśmy najważniejsze płyty gatunku!

1. Kraftwerk – „Autobahn”

Kraftwerk sprawił, że muzyka elektroniczna brzmi dzisiaj tak, a nie inaczej. Gdyby nie ich dokonania, dziś z pewnością electronic byłoby zupełnie inną bajką. Niemiecka formacja tworzy od 1970 roku, czyli w trudnych czasach jak na taki rodzaj muzyki. Wtedy królował hard rock i rock progresywny, popularnością cieszył się też przyjemny pop.

Tymczasem Kraftwerk wydali trzy płyty, eksperymentując. Aż w 1974 roku na światło dzienne wyszła płyta „Autobahn” uważana za przełomową nie tylko dla zespołu, ale i muzyki. W ten sposób Kraftwerk wyznaczyli nowe muzyczne trendy. Syntezatory i inne elektroniczne sprzęty to była podstawa. Zresztą później Kraftwerk w ogóle nie używali żywych instrumentów. Mimo to zainspirowali wielu cenionych artystów, m.in. Davida Bowiego, Bjork czy Depeche Mode.

2. Massive Attack – „Blue Lines”

W połowie lat 90. w Wielkiej Brytanii zrodził się trip-hop. Hip-hopowe beaty w połączeniu z żywymi instrumentami i elektroniką, do tego wokal rapowany i klasyczny. Mowa oczywiście o brzmieniu w stylu Massive Attack czy Portishead. To oni stworzyli modę na nowy gatunek. Od tego czasu pojawiło się jeszcze wiele innych muzyków grających w tym stylu, ale obie grupy wciąż pozostają w czołówce!

Massive Attack zaś odnieśli największy sukces. Nic dziwnego, bo w skład grupy wchodzą dwaj świetni producenci – Roberta Del Naję i Granta Marshall. Do współpracy zaś zaprosili wyjątkowe wokalistki. Gościnnie użyczyły głosu m.in. Sinead O’Connor czy Damon Albarn. A długie, rozbudowane koncerty na słynnych festiwalach to coś, w czym trzeba uczestniczyć!

3. The Prodigy – „The Fat of the Land”

Zupełnie inne brzmienie gwarantuje zaś The Prodigy. W połowie lat 90. dzięki The Prodigy szersza publiczność mogła dowiedzieć się jak brzmi break beat, hardcore-techno, jungle i inne ekstremalne odmiany muzyki tanecznej. Keith Flint – charyzmatyczny i trochę przerażający wokalista grupy, który do akompaniamentu potężnych podkładów wykrzykiwał swoje krótkie, składające się zwykle z kilku zwrotów teksty, połączył fanów techno, metalu i punk rocka, którzy tłumnie zaczęli pojawiać się na koncertach zespołu. Mózgiem operacji był jednak Liam Howlett, który od samego początku w całkowicie autorytarny sposób odpowiadał za muzykę grupy. Jednak to Keith Flint z charakterystyczną fryzurą i zachęcający publiczność do zabawy Maxim Reality stali się twarzami grupy. Niesamowitą popularność zespołu potwierdziły dwa epickie koncerty zagrane w ostatnich latach – „Warrior’s Dance Festival” w Anglii, gdzie pojawiło się ponad 65 tys. osób i… Przystanek Woodstock w 2011 roku, na który przyjechało wówczas ponad 700 tys. fanów.Są kontrowersyjni, ale mają rzeszę wiernych fanów. W połowie lat 90. spopularyzowali break beat, hardcore-techno, jungle oraz inne ekstremalne odmiany muzyki klubowej. Keith Flint odznaczał się niebywałą charyzmą, wykrzykując swoje partie do potężnego brzmienia kolegów z zespołu.

Fani electro, techno, a nawet punka znaleźli w tej muzyce coś dla siebie. Jednak największe wrażenie robili na koncertach! Warto dodać, że na Przystanku Woodstock w 2011 roku zjednoczyli aż ponad 700 tysięcy fanów!

[Głosów:9    Średnia:2.2/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ